Własnoręcznie wykonane – to miałem na myśli. Abstrakcja? Niekoniecznie, zastanówmy się przez chwilę, przeanalizujmy. Jedynym elementem drewnianego struga którego własnoręczne wykonanie może nastręczać jakiś problem to nóż. Korpus i klin to po prostu kawałek drewna uformowany w specyficzny kształt. I od razu przyznaję rację – tak, wykonywanie drewnianych strugów to nieco wyższa szkoła jazdy niż wykonanie np. mebli z palet ale nie aż tak znowu to trudne. Wiele starych, drewnianych strugów które mieliście okazję oglądać były „shopmade” i nawet o tym nie wiecie. A po co w ogóle budować strugi samemu. Opowiem Wam…
Wziąłem się ostatnio za dokończenie jednego z wielu rozgrzebanych projektów które z jakiegoś powodu utknęły w miejscu – już to z braku chęci (prokrastynacja), już to z braku pomysłu albo, tak jak w przypadku tej orzechowej skrzynki na świeczki – z powodu braku odpowiednich narzędzi. Strugów profilowych konkretnie.
Listwy profilowe okalające cokół to jedno, listwy stanowiące ścianki schowka na wieku to drugie. Bez nich skrzynka jest kompletnie od czapy i wygląda jak trumienka dla świnki morskiej. Widzicie więc, bez odpowiednich strugów ani rusz. Tradycyjnie, listwy profilowe wykonywano za pomocą specjalnych strugów – a jakże – profilowych albo profilowanych albo kształtowych (często spotykana odmiana tychże to strugi „krztałtowe” – występują m. in. na allegro).

Uciosowanie dolnych listw
Dzisiaj takie rzeczy to się robi frezarką ale kiedyś tak łatwo nie było. Każda szanująca się pracownia stolarska posiadała sporo takich strugów ponieważ z reguły jednym strugiem można wykonać jeden kształt profilu – tak więc każdy profil wykonywano innym strugiem. Odstępstwem od tej reguły są strugi typu wałkownik i żłobnik – anglojęzyczna nazwa jest ładniejsza – hollows and rounds. Te strugi, zawsze chodzą parami – jeden to samczyk a drugi to samiczka. W skład zestawu wchodzi 9 par (plus/minus). Za ich pomocą (no może jeszcze potrzebujemy kątnika) można wykonać dowolną listwę profilową od podstaw. Tak się złożyło, że otrzymałem ostatnio w prezencie samczyka nr 10. Brytyjczyk z pochodzenia, w pięknym stanie. W ogóle brytyjskie „moulding plane’y” są dla mnie prześliczniuchne – smukłe, cudownie wykonane, klin ma ładny kształt. No nic, pozostało wykonać pasującą do niego samiczkę.

Czereśniowa samiczka i buczynowy samczyk
Porządne strugi profilowe wykonywano (i nadal się wykonuje) z buczyny. Nie byle jakiej jednak a z promieniowo przetartej buczyny – najlepiej łupanej co daje gwarancję pozyskania odpowiedniego kawałka. Chodzi o stabilność na paczenie. Amerykańscy „planemakerzy” mają ogromne problemy z pozyskaniem takiego materiały – ichnie tartaki nie chcę trzeć buczyny bo jest podatna na grzyba, jeżeli płasko przetarta mocno się paczy i pęka od sztorców w trakcie suszenia. Poza tym jest tania. U nas nikt nie ma z tym problemu. Ja po prostu rozejrzałem się po warsztacie i wymarałem kawałek czereśni o zupełnie nieodpowiednim przebiegu słojów – musi wystarczyć. Samego procesu budowy nie dokumentowałem (mogę o tym pomyśleć następnym razem), dość powiedzieć, że często takie strugi wykonywano na”potrzebę chwili” – czytaj byle jak. Do sprawnego ich wykonywania potrzebnych jest kilka specjalistycznych narzędzi – wąskie dłuta, kilka tarników o specyficznym kształcie (tzw. float’y) niby nic wielkiego.
A nóż? Skąd wziąć nóż? Wokół pełno noży – stare, zbieżne i laminowane żelazka od tradycyjnych drewnianych „hebli” to idealne źródło. Taki nóż to w większości miękka, niehartowana stal dająca się ciąć zwykłym brzeszczotem do metalu, jedynie „business end” to wspawana płytka z twardej węglówki – trochę zabawy cienką tarczką na kątówce (chłodzić, chłodzić i jeszcze raz chłodzić). Wystarczy naciąć i odłamać. Naprawdę można.
Idea budowania strugów własnoręcznie otwiera sporo możliwości. Mnie, do pełnego zestawu „hollowadnroundsów” brakuje jeszcze ośmiu par. Do strugów profilowych (ze strużyną odpadającą z boku) można dołożyć cały świat strugów płaszczyznowych i strugów do wykonywania połączeń. A na razie to może skończę wreszcie moją skrzynkę na świeczki. Zaraz, zaraz – po jaką cholerę mi świeczki?